Tylko od ostatniego piątku do niedzieli świętokrzyscy strażacy wyjeżdżali do pożarów traw aż 203 razy. Z najnowszych danych Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Kielcach wynika, że w tym roku w woj. świętokrzyskim doszło już do 1323 takich pożarów. Najwięcej odnotowano w powiatach kieleckim, sandomierskim i koneckim (odpowiednio: 344, 220 i 130).
- Jest to mniej niż w roku poprzednim, kiedy to w analogicznym okresie czasu mieliśmy w województwie aż 2188 pożarów traw – mówi mł. bryg. Marcin Nyga. – Niemniej pożary traw pochłaniają wiele sił i środków straży pożarnych w sytuacji, gdy chcemy skoncentrować się na przygotowaniach do wzmożonej liczby przypadków koronawirusa – dodaje.
Rzecznik świętokrzyskich strażaków podkreśla, że wśród ludzi panuje błędne przekonanie, że spalenie suchej trawy w naturalny sposób użyźni glebę, co spowoduje szybszy i bujniejszy wzrost nowej trawy. Za ten mit najwięcej płacą ludzie, którzy umierają w pożarach lub tracą swoje mienie w wyniku rozprzestrzenienia się ognia.
- Przy wiejącym wietrze pożar trawy rozprzestrzenia się z prędkością 20 km/h. Żaden człowiek nie jest w stanie na dłuższym dystansie utrzymać takiej prędkości – podkreśla mł. bryg. Nyga.
Najbardziej tragiczny pożar miał miejsce w ostatni w miejscowości Janów w powiecie opatowskim. Strażacy zostali wezwani do gaszenia pożaru trawy, który przeniósł się na pobliski las. Przed przyjazdem zastępów pożar próbował gasić 33-letni mieszkaniec Janowa. Mężczyzna z poparzeniami II-go stopnia został przetransportowany do szpitala helikopterem LPR.
Warto też zaznaczyć, że w pożarach trawy w męczarniach giną zwierzęta. Dochodzi także problem smogu. – Każdy pożar trawy powoduje wprowadzenie do atmosfery dużej ilości szkodliwych substancji, a my później oddychamy tym powietrzem – przypomina rzecznik świętokrzyskich strażaków.