Uczestnicy programu "Gogglebox. Przed telewizorem", emitowanego przez stację TTV, komentują to, co obejrzą na szklanym ekranie - czasem robią to żartobliwie, innym razem ironicznie czy z entuzjazmem. Mateusz Borkowski występuje w nim od lat, od pierwszych edycji razem z Markiem Morusem i Damianem Naganą, także kielczanami. Popularny "Big Boy" przeszedł zresztą bardzo trudną drogę i walkę ze swoimi słabościami - niegdyś ważył 230 kilogramów (!), dzięki diecie i silnej woli zrzucił około 170 kg. Przeszedł niesamowitą metamorfozę. Mieszka i pracuje w Kielcach.
To nietypowy grudzień, ledwie skończył się piłkarski mundial a już praktycznie mamy Boże Narodzenie. Śledziłeś to, co działo się na boiskach w Katarze?
- Oczywiście, zawsze oglądam mundiale czy Mistrzostwa Europy, to są święta piłki nożnej. Nie jestem jakimś wielkim kibicem, nie będę ściemniał, że oglądam każdy mecz, ale te najważniejsze imprezy śledzę. W tym roku najbardziej liczyłem na Chorwację i Francję. Oczywiście cały czas trzymałem kciuki za Polaków, cieszę się, że wyszli z grupy, ale polegając tylko na Robercie Lewandowskim ciężko myśleć wywalczeniu czegoś więcej w mistrzostwach świata. Cała drużyna musi prezentować bardzo dobry poziom.
Nadchodzi okazja, aby wyciszyć się choćby po tych mundialowych emocjach. Przyznam szczerze, że kiedy proponowałem ci rozmowę o świętach, miałem obawy, jak potraktujesz ten temat, biorąc pod uwagę to, jak wiele potraw musisz sobie odmówić, aby kontrolować wagę ciała.
- Obecne święta spędzam ze swoją dziewczyną, wylatujemy w ciepłe kraje i tam będziemy wypoczywać. Do tej pory Boże Narodzenie spędzałem z rodzicami, siostrą, dziadkami. U mnie to świętowanie wyglądało różnie, w zależności od tego, w jakim wieku byłem, inaczej zapamiętałem je jako dziecko, inaczej będąc dorosłym mężczyzną. Jeśli chodzi o jadłospis, to wiadomo, że jest mocno zawężony, ograniczam się do zjedzenia ryby czy wypicia kompotu z suszu. To właściwie wszystko.
Pewnie jednak czujesz wewnętrzny żal, że wielu wigilijnych czy świątecznych potraw musisz sobie odmówić...
- Nie, dlaczego? Nie mam z tym problemu. Pierogi, uszka, makowce, serniki - to wszystko musiałem po prostu odstawić. Trzeba coś poświęcić, aby zyskać inną korzyść. Jeśli tęskniłbym za tym wszystkim, to oznaczałoby, że moja psychika "kuleje" i nie jest tak stabilna jak powinna. Mnie tymczasem nie brakuje tych wszystkich smakołyków. Nie boję się o swoją przyszłość jako szczupłego, zdrowego człowieka.
Jako uczestnicy programu Gogglebox także cieszycie się popularnością. Ona pomaga czy niekiedy przeszkadza? Ty akurat przekuwasz ją w coś pożytecznego, angażujesz się między innymi w akcje charytatywne, sportowe.
Popularność mi nie przeszkadza. Oczywiście nie kręcę nosem, nie zachowuję się jak pseudocelebryta. Jestem natomiast szczery w relacjach z ludźmi. Jeżeli nie mam czasu, lub jestem zmęczony, to mówię otwarcie, że nie wezmę udziału w jakimś spotkaniu.
Mogę się przywitać, porozmawiać chwilę, zrobić sobie z kimś zdjęcie. Potem wracam do swoich obowiązków. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że jeśli występuję w telewizji, to siłą rzeczy staję się rozpoznawalny i ludzie będą czegoś ode mnie oczekiwać. To musi jednak iść w obie strony, ja również spodziewam się, że mnie zrozumieją. Jestem tylko człowiekiem, takim samym jak oni.
Jaki był dla ciebie ten kończący się rok?
- Ciężki... Wiele działo się w moim życiu prywatnym, rodzinnym o szczegółach nie chciałbym akurat mówić. Po koniec tego roku uciekam z moją dziewczyną w ciepłe kraje, teraz gdy rozmawiamy, jesteśmy akurat na etapie pakowania rzeczy przed podróżą. Będziemy wylegiwać się w słońcu, chcemy nabrać siły, aby w nowy rok wejść z pozytywną energią.
Co nas czeka, jeśli chodzi o program Gogglebox?
- Nadal, jako widzowie telewizji, będziemy takim zdroworozsądkowym głosem narodu (śmiech). Każdy z nas, uczestników programu, ma inny charakter, osobowość. Nasz program to taki przekrój zachowań, reakcji, emocji, poglądów. Co nas czeka? Tak naprawdę czas pokaże. My, jako chłopaki z Kielc, mamy mocne charaktery, od dziewięciu lat nigdy nie przebieraliśmy w słowach. Jeśli ktoś myśli, że spuścimy z tonu i staniemy się bardziej grzeczni, to jest w błędzie.
Jak dużo prywatnego czasu ty spędzasz przed telewizorem?
Bardzo dużo. Oglądam wiele filmów, jestem zapalonym kinomanem, jak to enigmatycznie zabrzmi "od wschodu do zachodu". Szczególnie lubię spędzać czas przed telewizorem nocą. Oglądam nawet po kilkadziesiąt razy te same filmy, na przykład ostatnio "Sztos" ze świętej pamięci Janem Nowickim oraz Cezarym Pazurą w rolach głównej. Ogólnie bardziej preferuję filmy niż seriale.
Może kiedyś sam doczekasz się roli w filmie?
Przyznam, że jest to moje wielkie, na razie niespełnione marzenie. Oczywiście nie liczę na jakąś pierwszo- czy nawet drugoplanową rolę, zadowolę się choćby małym epizodem (śmiech). Chciałbym zagrać w filmie, nie będę się tego wypierał i udawał fałszywej skromności. Mam nadzieję, że przyjdzie taki moment i moje marzenie się spełni.
Razem z Markiem i Damianem komentujecie to, co oglądacie w telewizji. Tak prywatnie, jak Big boy oceni to, co dzieje się w jego rodzinnych Kielcach. W jakim kierunku według ciebie zmienia się miasto?
- Kocham to miasto ponad wszystko, tu się urodziłem, wychowałem i tu pozostanę. Ubolewam nad tym, że Kielcom brakuje takiego prawdziwego gospodarza, brak studentów, którzy tchnęliby w to miasto takiego ducha beztroski, brak wydarzeń kulturalnych dla większej liczby mieszkańców, koncertów, imprez tego typu, że ludzie mogą potańczyć w środku parku, pobawić się, pożartować, zrobić sobie piknik. Brakuje inwestycji. Nie chcę narzekać, bo nie lubię tego robić, ale z przykrością patrzę jak Kielce umierają. Smutne to nasze miasto i dlatego jest mi z tego powodu przykro.
Czego w takim razie życzyłbyś kielczanom, mieszkańcom całego regionu, z okazji świąt i nowego roku?
- Dużo zdrowia i uśmiechu, żebyśmy mogli spoglądać na świat niczym przez różowe okulary. Gorzej już chyba nie będzie, ale zawsze może być lepiej.