I w zasadzie o wyrównanych losach spotkania możemy mówić raptem do 10. minuty. Później, z każdą kolejną minutą, przewaga gospodarzy przybierała na coraz to większych rozmiarach. Po kwadransie PGE VIVE prowadziło 8:4, zaś na 10 minut przed zakończeniem pierwszej części meczu różnica między zespołami wynosiła już siedem trafień. Drużyna prowadzona rzez Tałanta Dujszebajewa w zasadzie w każdym aspekcie gry była niezawodna, czego fundamentem były światowej klasy interwencje bramkarskie Wolffa. Wynik po 30 minutach to 15:7.
Wznowienie po przerwie to mocny akcent ze strony płockiego zespołu. „Nafciarze” rzucili dwie bramki z rzędu, jakby chcąc przerzucić ofensywny akcent tego spotkania na swoją stronę. Jednak wtorkowego wieczoru to było zbyt mało, by wstrząsnąć kieleckim zespołem, który po krótkim czasie szybko powrócił na właściwe tory.
Orlen Wisła Płock już do końca nie potrafiła odnaleźć rytmu meczowego, jaki prezentuje w krajowych rozgrywkach. „Nafciarze” gubili się w defensywie, czym zostawiali kielczanom bardzo dużo miejsca. Gospodarze to wykorzystali i ostatecznie wygrali „świętą wojnę” 29:20.
– Jestem zadowolony, że wygraliśmy, ale nie chciałbym, żeby tutaj była wielka euforia. To jest tylko jeden mecz. W październiku przegraliśmy jedną bramką, a dziś wygraliśmy, ale wciąż musimy walczyć i twardo stąpać po ziemi – komentuje bez hurraoptymizmu Tałant Dujszebajew, szkoleniowiec PGE VIVE Kielce.
Kolejny mecz już w sobotę. Tego dnia Kielce zagrają w ramach Ligi Mistrzów wyjazdową potyczkę z Montpellier. Początek o godzinie 17.15.
