Kluczowa dla losów tego pojedynku była 12. minuta, w której obrońca Korony Saša Balić został ukarany czerwoną kartką za brutalny faul na Miguelu Luísie. Kielczanie musieli więc grać w dziesiątkę, co goście wykorzystali w 36. minucie. Po zagraniu piłki ręką w polu karnym przez Adriana Danka arbiter główny podyktował dla Warty rzut karny. Do piłki ustawionej na jedenastym metrze podszedł Michał Kopczyński i strzałem w lewy róg bramki pokonał Konrada Forenca.
Gospodarze, pomimo braku jednego zawodnika na boisku, starali zdobyć chociaż bramkę dającą im remis. To im się jednak nie udało i Warta wywiozła z Kielc komplet punktów.
- Mecz od początku ułożył się po naszej myśli. Najpierw czerwona kartka, a potem rzut karny, który wykorzystaliśmy. W nasze poczynania wdarł się jednak paraliż, a Korona nie miała nic do stracenia. Doping kibiców i postawa gospodarzy sprawiły, że miałem wrażenie, iż obie drużyny mają tyle samo piłkarzy na boisku. Ale najważniejsze są punkty – ocenił spotkanie Dawid Szulczyk, trener Warty.
- Przegraliśmy mecz o sześć punktów, bo taka była waga tego spotkania. Sami jednak utrudniliśmy sobie zadanie, bo w 12. min. nieodpowiedzialnie zachował się jeden z zawodników, który dostał czerwoną kartkę. Na dodatek po strzale w trybuny jeden z naszych zawodników został trafiony w rękę. Rzut karny i ta bramka zaważyła. Chcieliśmy doprowadzić do wyrównania, ale nadziewaliśmy się też na kontry. Mimo że w wielu statystykach, jak liczba oddanych strzałów czy liczba rzuty rożnych, byliśmy lepsi od rywali, to nie udało się nam strzelić gola – stwierdził natomiast Leszek Ojrzyński, trener Korony.
Korona ma na koncie 7 punktów i zajmuje 10. miejsce w tabeli. W sobotę kielczanie w Płocku zmierzą się z Wisłą, która dość nieoczekiwanie jest liderem PKO BP Ekstraklasy.
