Korona straciła bramkę już w pierwszej połowie spotkania, co stało się ukoronowaniem jej fatalnej gry. Żółto-czerwoni znacznie lepiej piłkarsko wyglądali w drugiej części meczu, kiedy to wypracowali sobie aż 20 sytuacji strzeleckich, co zamienili na jednego gola. Jednak gdańszczanie nie odpuścili i w ostatnich minutach po raz drugi pokonali Marka Kozioła strzegącego kieleckiej bramki.
– To były dwie różne połowy. W pierwszej nie realizowaliśmy zadań w ofensywie oraz w defensywie, gdzie mieliśmy dużo problemów w bocznych sektorach. W drugiej nastąpiła korekta i wyglądało to już pozytywnie piłkarsko. Po takich spotkaniach bardzo boli serce, bo drużyna zostawiła na boisku kawał zdrowia. Z determinacją dążyli do zdobycia pierwszej, a potem drugiej bramki w tym roku. Nie udało się jednak. Czego znowu zabrakło? Jakości? Szczęścia? Trudno powiedzieć. W końcówce straciliśmy gola, nie zasłużyliśmy na tą porażkę – komentuje Mirosław Smyła.
– W drugiej połowie była lekka przewaga Korony, ale mamy w bramce Dusana Kuciaka, który jest w świetnej dyspozycji. Cieszę się ogromnie ze zwycięstwa i trzymam kciuki za Koronę. To sportowa rywalizacja, wynik mógł być różny, ale pokazaliśmy trochę dojrzałości w końcówce – dodaje Piotr Stokowiec, szkoleniowiec Lechii.
Kolejna szansa na rehabilitację lada dzień, bo już w najbliższą środę. Tego dnia Korona Kielce zagra na wyjeździe ze Śląskiem Wrocław. Początek o godzinie 18.