Przypomnijmy, że po raz pierwszy radni zajęli się projektem uchwały w tej sprawie w połowie września. Wówczas jednak, ku zdziwieniu wielu obserwator, głosowanie zakończyło się fiaskiem. Cały klub PiS był przeciw, a większości radnych z klubu Bezpartyjni i Niezależni nie podobało się kilka zapisów.
Druga próba też zakończyła się niepowodzeniem, bo na ostatniej sesji większość radnych nie zgodziła się nawet na ponowne głosowanie w tej sprawie. Do głosu nie został także dopuszczony Paweł Jańczyk, przedstawiciel grupy ponad 700 kielczan, którzy podpisali petycję w sprawie przyjęcia miejskiego programu in vitro.
Stąd wniosek prezydenta o zwołanie sesji nadzwyczajnej, której głównym tematem było właśnie dofinansowanie in vitro. Także tym razem, jak można się było spodziewać, decydujące głosowanie poprzedziła gorąca dyskusja. Nie obyło się bez oskarżeń o granie na emocjach czy wykorzystywanie programu in vitro do celów politycznych.
Ostatecznie za przyjęciem miejskiego programu leczenia niepłodności metodą in vitro głosowało 13 radnych, a 11 – wszyscy radni PiS – było przeciw.
- Ja jestem bardzo szczęśliwa, że udało nam się przegłosować ten miejski program in vitro. Pomożemy wielu parom borykającym się z problemem niepłodności. To dla takich chwil zostaje się radnym, aby pomagać innymi – nie kryła radości radna Anna Kibortt, która wchodziła w skład zespołu przygotowującego program. Zakłada on pomoc dla około 100 kieleckich par przy maksymalnie trzech próbach. Do 2024 miasto przeznaczy na ten cel 1,5 mln zł.