Futbol zaprezentowany przez Koroniarzy w meczu z ŁKS-em nie stał na zbyt wysokim poziomie, ale pozwolił finalnie na zainkasowanie kompletu punktów. Te są potrzebne Koronie niczym tlen, bo 26 punktów zdobytych w 26 spotkaniach to zdecydowanie za mało. Żółto-czerwoni obecnie zajmują 14. miejsce w tabeli i tym samym znajdują się w strefie spadkowej, zaś do bezpiecznej lokaty tracą aż 5 „oczek”.
Jednak ostatni mecz tchnął we wszystkich związanych z Koroną iskierkę nadziei. – Ważne trzy punkty, z których trzeba się cieszyć, ale umiarkowanie, bo cel jest jeszcze daleko. Musimy się dalej skupić na pracy i dalej „haratać” na boisku – mówi Marek Kozioł, bramkarz kieleckiego klubu.
Po pierwszym spotkaniu można wnioskować, że Bartoszek wdraża pewne zmiany drogą ewolucji, nie zaś rewolucji. Dlatego zdecydowanie zbyt mocnym stwierdzeniem byłoby powiedzieć, że zwycięstwo w Kielcach spowodowane było efektem tak zwanej „nowej miotły”. – Trener jeszcze nikogo nie wymiótł. Wszyscy dostali czystą kartę od trenera, który próbuje to wszystko poukładać. My wiemy o co gramy i na pewno nikt tutaj nogi odstawiać nie będzie – dodaje golkiper.
Co jednak najważniejsze (i poniekąd świadczące o dokonanych zmianach) Korona tym razem zagrała agresywnie, z wysokim pressingiem. Choć przy piłce była zdecydowanie rzadziej niż drużyna przeciwna, to jednak ŁKS pod presją nie potrafił grać w piłkę. – Trener Bartoszek próbował wprowadzić w nas optymizm i dobrze się to ułożyło. Pierwsze koty za płoty – zauważa Kozioł.
Kolejne zawody Korona rozegra w poniedziałek. Tego dnia kielczanie zmierza się w Płocku z tamtejsza Wisłą. Mecz odbędzie się bez udziału publiczności, jak również dziennikarzy. Jednak w telewizji dostępna będzie transmisja NA ŻYWO.