Jednak to nie było łatwe spotkanie. Po dziesięciu minutach Łomża Vive remisowała ze Stalą 4:4, a po trzydziestu zbudowała czterobramkową przewagę. Ta mogła szybko stopnieć, bo wyjściu z szatni po przerwie gospodarze zbliżyli się do kielczan na jedną bramkę straty. Pod koniec kielczanie podkręcili tempo i ostatecznie wygrali 33:24.
- Początek meczu nie był taki, jaki sobie wymarzyliśmy. Nasza drużyna nie zagrała na poziomie, jaki pokazaliśmy choćby w Kaliszu w finale Pucharu Polski. Zabrakło nam energii, agresywności w obronie, a gdy dodamy do tego interwencje bramkarza rywali, wynik długo był na styku. Druga połowa udowodniła jednak, że jesteśmy lepszym zespołem. Mimo wszystko, na najwyższe obroty weszliśmy dopiero pięć minut przed końcem meczu. Pomogły rotacje w składzie, dzięki temu utrzymywaliśmy wysoki rytm i intensywność, a z rywali z czasem schodziło powietrze. Cieszę się, że mimo nie najlepszego meczu wygraliśmy i zdobyliśmy mistrzostwo. Pucharu jednak namacalnie jeszcze nie mamy, więc choć matematycznie nikt nam tytułu nie odbierze, na razie cieszymy się wewnętrznie - mówi drugi trener kieleckiego klubu, Krzysztof Lijewski.