Kielczanie pojechali do Częstochowy z wielką wiarą i wolą przełamania złej passy. Nie wygrali bowiem od siedmiu meczów. Zadanie było jednak niezwykle trudne, bo Raków to obecnie najlepsza drużyna PKO BP Ekstraklasy.
W składzie Korony było kilka niespodzianek: między słupkami bramki kielczan stanął Marcel Zapytowski. W pierwszej jedenastce zobaczyliśmy także Roberto Corrala oraz Bartosza Śpiączkę, którzy wyleczyli już kontuzje. Na ławce rezerwowych gospodarzy zasiedli natomiast byli zawodnicy żółto-czerwonych – Wiktor Długosz i Daniel Szelągowski.
Przewaga Rakowa nie podlegała dyskusji. Gracze z Częstochowy o wiele dłużej utrzymywali się przy piłce i co jakiś czas stwarzali sobie dogodne okazje do zdobycia gola. Sztuka ta udała im się jednak tylko raz. W 60. minucie Roberto Corral sfaulował w polu karnym Deiana Sorescu, a sędzia Daniel Stefański odgwizdał "jedenastkę". Tę pewnie wykorzystał Ivi Lopez.
- Od początku realizowaliśmy swój plan. Graliśmy na zero z tyłu i z pełną świadomością cierpieliśmy - mówił zaraz po meczu Leszek Ojrzyński, trener Korony. - Czekaliśmy na swoje szanse po stałych fragmentach gry. Po czterech rzutach rożnych, trzy razy doszliśmy do główki. Po ostatnim dostaliśmy karnego. Moim zdaniem Corral był wcześniej trzymany za koszulkę przez Sorescu. Goniliśmy, chcieliśmy zdobyć wyrównującą bramkę, zmieniliśmy ustawienie, graliśmy pod kontry, ale nie wyszło - dodał.
W najbliższą sobotę Korona zmierzy się na Suzuki Arenie z sąsiadem w tabeli Piastem Gliwice. Początek tego spotkanie o godz. 15.