Dramat wydarzył się 18 czerwca, kiedy Barlinek Industria Kielce walczył z SC Magdeburg w finale Champions League szczypiornistów. W drugiej połowie meczu na Lanxess Arenie w Kolonii Paweł Kotwica zasłabł na trybunie prasowej. Mecz przerwano, dziennikarz "Echa Dnia" trafił do szpitala. Niestety, lekarzom nie udało się go uratować.
Spotkanie zakończyło się porażką kielczan 29:30 po dogrywce, o tym, że Paweł nie żyje, szczypiorniści dowiedzieli się dwadzieścia minut po zakończeniu pojedynku.
Ostatnie pożegnanie Pawła Kotwicy
Paweł miał 51 lat, był cenionym dziennikarzem sportowym, szczególnie świetnym znawcą i pasjonatem piłki ręcznej, poza tym serdecznym i wesołym człowiekiem. W jego ostatniej drodze towarzyszyły mu dwie młodsze siostry - Kamila i Monika oraz przedstawiciele świata sportu, dziennikarze z Kielc, Radomia i regionu, władz miasta, znajomi, współpracownicy, kibice, dawni koledzy ze szkoły. Msza święta żałobna odbyła się w kościele pod wezwaniem Świętego Wincentego Pallottiego na Karczówce. Nieopodal dawnej hali sportowej piłkarzy ręcznych Iskry Kielce przy ulicy Krakowskiej...
Paweł Kotwica zmarł na posterunku
Ksiądz Krzysztof Banasik, kapelan kieleckich sportowców, który współcelebrował mszę żałobną, w homilii zaznaczał, że Paweł Kotwica zmarł na posterunku jak żołnierz w obronie ojczyzny lub strażak w czasie akcji ratunkowej. Kapelan przypominał, że Paweł oddał życie w miejscu, w którym czuł się znakomicie, w trakcie finału wielkiej imprezy. - W Hali Legionów w Kielcach oraz w Kolonii na trybunach prasowych nikt nie zajmie jego miejsca. To jest symboliczne, ale Paweł już ma inne, w niebie - mówił ksiądz Banasik.
Po mszy świętej uczestnicy pogrzebu pojechali na Cmentarz Nowy przy ulicy Ściegiennego. Tam spoczęły szczątki Pawła.