Doktor Łukasz Zaborowski z Instytutu Sobieskiego pochodzi z Radomia, od lat zachęca miejscowe władze do zainteresowania się tematem budowy linii tramwajowej w tym mieście, niegdyś promował to samo przedsięwzięcie w Kielcach.
Skąd w ogóle pomysł na tramwaje w Kielcach?
Łukasz Zaborowski: - Kielce mają bardzo dobry układ urbanistyczny. Rysują się dość łatwe do obsługi promienie wychodzące ze śródmieścia, optymalny byłby tutaj układ dwóch krzyżujących się ze sobą linii tramwajowych. Taką inwestycję widziałbym dla Kielc jako początek tego środka transportu w mieście.
Wiele osób pyta jednak o sensowność takiej inwestycji, w mieście działa przecież komunikacja autobusowa, zaś budowa linii tramwajowych wiąże się jednak z dużymi kosztami. Tymczasem Kielce tracą mieszkańców, jest ich już mniej niż 200 tysięcy...
- Mieszkańców tracą Kielce, Radom, podobnie wiele innych miast w Polsce. Jeden powód - ludzie wyjeżdżają w inne rejony, drugi - wyprowadzają się też na przedmieścia czy do okolicznych gmin. Dla nich życie w mieście nie jest atrakcyjne, ponieważ jest tu przerost funkcji transportowej. Nikt nie przemieszcza się dla samej przyjemności, ale po to, aby korzystać z innych dóbr czy usług. Lepiej więc, jeśli taka przestrzeń byłaby zagospodarowana w ten sposób, aby mieszkańcy dobrze się w niej czuli. Transport publiczny jest dużo mniej inwazyjny niż tak zwana "motoryzacja indywidualna". Jeśli w mieście dominuje właśnie transport publiczny, wtedy łatwiej jest odzyskać przestrzeń dla ludzi. W miastach, gdzie istnieje komunikacja tramwajowa, nawet o 30 procent rośnie liczba osób korzystających z transportu publicznego. Taka liczba nie jest osiągalna, jeśli miasto będzie tylko polepszać istniejącą komunikację autobusową. W Kielcach jest ona zresztą niestety bardzo słabo zorganizowana.
Skąd taka opinia?
- Układ komunikacyjny jest strasznie rozdrobniony, istnieje bardzo dużo linii, ale są one obsługiwane rzadko. Tymczasem pasażerowie decydują się na korzystanie z autobusów głównie z powodu częstotliwości obsługi linii. Oczekują, że wyjdą na przystanek i właściwie w ogóle nie potrzebują znać rozkładów jazdy, bo będą wiedzieli, że następny autobus przyjedzie za kilka minut. Prostota polega na tym, że tym autobusem czy tramwajem dojadą bezpośrednio np. do centrum miasta, bez kluczenia i przesiadki w innych miejscach. Szczególnie więc dla Kielc pojawienie się tramwaju może być korzystne. Wiadomo, siłą rzeczy trzeba wszystko zaprojektować od nowa, tak aby szybko przejechać z większych osiedli do centrum i aby tramwaje kursowały z dużą częstotliwością. Dla Kielc byłoby to przełomowe.
Kampanię promującą tramwaje w Kielcach rozpoczął pan już kilka lat temu. Jaki był odzew i czy obecnie miasto w ogóle interesuje się dalej tym tematem?
- Ja osobiście nie spotkałem się z żadnym odzewem, nie było jakiejś specjalnej reakcji ze strony władz Kielc. Prawda jest taka, że na tego typu debaty przychodzą głównie mieszkańcy zainteresowani takimi inwestycjami, społecznicy czy też pasjonaci. Podobnie jest zresztą w Radomiu czy innych miastach tej wielkości. Na pewno wpływ na to ma fakt, iż trudno całą linię tramwajową uruchomić w trakcie jednej kadencji władz, więc pod względem politycznym taka inwestycja może wydawać się włodarzom mało opłacalna. Jeśli jednak ktoś myśli bardziej perspektywicznie, to może ją rozpocząć. Przykładem jest Olsztyn, miasto mniejsze pod względem liczby ludności od Kielc i Radomia. Wybudowano tam linię tramwajową. Mimo, że popełniono tam szereg błędów w projektowaniu jej układu, to mimo wszystko ona działa. Olsztynianie mogą być dumni z tego, że mają system tramwajowy.
Są jeszcze inne przykłady miast, które podjęły temat i realizują go?
- Dwa lata temu uczestniczyłem w podobnym spotkaniu w Rzeszowie, tam również władze zaczynają myśleć o tramwaju jako sensownej alternatywie dla transportu a nie kolejki nadziemne czy inne fanaberie. Rzeszów rozwija się dużo lepiej niż Kielce czy Radom, zyskuje mieszkańców. W tym mieście inicjatywa budowy systemu tramwajowego wyszła od radnych, ale jest też opór mentalny. Wiele osób nie wierzy w powodzenie projektu, albo zadaje sobie pytanie "Po co tramwaj w Rzeszowie?". W Radomiu sytuacja jest o tyle specyficzna, że miejscowe władze nie są zainteresowane tematem, podobnie zresztą jak kieleckie. Widać natomiast zainteresowanie społeczne. Różnica jest taka, że w Radomiu temat tramwajów pojawił się już kilkadziesiąt lat temu. Profesor Michał Kelles-Krauz z Politechniki Radomskiej projektował linie tramwajowe. Było blisko do realizacji, ale po wydarzeniach Radomskiego Czerwca'76 władze komunistyczne nałożyły "szlaban" na inwestycje w mieście
Obecnie barierą dla miast mogą być jednak koszty, wiadomo, że bez pomocy z zewnątrz nie są w stanie uruchomić linii tramwajowych. Nawet jeśli pojawią się chęci, wszystko rozbija się o pieniądze. Skąd je zdobyć?
- Wraz z każdym kolejnym okresem, perspektywą pieniędzy z Unii Europejskiej jest coraz większy nacisk na transport publiczny. Duże miasta mogą też skorzystać z funduszy dla Polski Wschodniej. Oczywiście zamiast na tramwaje można przeznaczyć je na autobusy, jak robi wiele miast. Koszty stworzenia komunikacji tramwajowej trudno dokładnie oszacować bo zmieniają się ceny. W Olsztynie inwestycja pochłonęła około pół miliarda złotych. Na pewno na budowę pierwszej linii, stworzenie taboru potrzeba kilkaset milionów złotych.
Dziękuję za rozmowę.