Zabójstwa w Świętokrzyskiem, część 2. Zbrodnia połaniecka w noc wigilijną!

i

Autor: PAP Wizja lokalna morderstwa w Zrębinie, która miała miejsce w listopadzie 1978 roku.

Kryminalne

Zabójstwa w Świętokrzyskiem, część 2. Zbrodnia połaniecka w noc wigilijną! Zemsta, przysięgi na krzyż i kary śmierci

2023-12-16 9:43

Zbrodnia połaniecka, do której doszło prawie pół wieku temu w Zrębinie w powiecie staszowskim, była jedną z najbardziej bulwersujących w historii spraw kryminalnych na Kielecczyźnie. Wśród skazanych znalazł się Jan Sojda, zwany "królem Zrębina".

Dramat rozegrał się w nocy z 24 na 25 grudnia 1976 roku. Wtedy Zrębin (dziś gmina Połaniec) należał jeszcze do województwa tarnobrzeskiego. Ofiarami zbrodni padli: Krystyna Łukaszek (z domu Kalita), jej mąż Stanisław Łukaszek oraz młodszy brat Mieczysław Kalita. Ich ciała znaleziono przy tak zwane szosie połanieckiej. Zginęli, kiedy wcześniej wracali z pasterki do domu.

Zbrodnia połaniecka. Obiecał "wyplenić Kalitowę plemię"

Kilka miesięcy wcześniej, kiedy odbył się ślub Krystyny i Stanisława, doszło do scysji między rodziną Kalitów, z której wywodziła się panna młoda a Janem Sojdą, bogatym gospodarzem, nazywanym przez miejscowych "królem Zrębina". Kalitowie mieli zauważyć, że siostra Sojdy, mająca pomagać w obsługiwaniu gości, wynosi z kuchni więcej mięsa niż powinna. Sojda wtedy miał przyznać, że nie daruje tej zniewagi i "wypleni Kalitowe plemię".

Konflikt między rodzinami miał jednak głębsze podłoże. W 1948 roku 20-letni wówczas Jan Sojda został zatrzymany przez milicję, ponieważ był podejrzany o gwałt na dziewczynie pasącej bydło. W jego zatrzymaniu brał udział jego dalszy krewny Jan Roj, dziadek Krystyny Łukaszek, aktywista partyjny, współpracujący z ORMO (Ochotnicze Rezerwy Milicji Obywatelskiej). Sojda miał kryć do Roja żal o tamtą sprawę. Trzy lata później na terenie jego gospodarstwa został zastrzelony syn Roja, 10-letni Marian. Sprawca, znajomy Sojdy, miał tłumaczyć, że chciał przeładować broń i strzelić do psa, ale pechowo kula dosięgnęła chłopca. Dostał wyrok w zawieszeniu, niebawem poniósł śmierć w wypadku samochodowym. 

Okrutny mord w "cichą noc..."

Sojda tymczasem stawał się coraz bogatszym gospodarzem, został ławnikiem sądowym, kreował się na nieformalnego przywódcę Zrębina (stąd określenie "król"). W noc wigilijną 1976 wynajął autobus PKS, aby odwiózł mieszkańców do kościoła w Połańcu i z powrotem do domów. Nie wpuścił jednak do środka Krystyny Łukaszek, jej męża i brata. Ci postanowili wracać pieszo. Ktoś jeszcze miał przekazać, że pijany ojciec młodej kobiety awanturuje się w domu.

Krystynę, Stanisława i Mieczysława dzieliły od domu cztery kilometry. Wtedy jednak rozegrały się dramatyczne chwile. Jan Sojda wspólnie ze szwagrem Józefem Adasiem oraz zięciem Stanisławem Kulpińskim i innymi pasażerami ruszyli sprzed kościoła za przyszłymi ofiarami autobusem San. Razem z nimi jechał drugi autobus Autosan, a przed nimi taksówka Fiat 125p.

Mieczysław Kalita został zaatakowany jako pierwszy, potrącony na szosie przez samochód osobowy, za którego kierownicą siedział drugi zięć Jana Sojdy – 27-letni Jerzy Socha, a który jechał zgodnie z umową z teściem przed Sanem. Gdy do rannego Mieczysława Kality podbiegli Krystyna i Stanisław, zostali zaatakowani przez Józefa Adasia oraz Jana Sojdę i zabici kluczem do kół autobusowych, a Miecio dobity przez przejechanie samochodem. Całe zdarzenie obserwowało około 30 świadków!

Przysięgali na krzyż!

Kulpiński miał do mieszkańców zwrócić się słowami: "Kto wyjdzie, tego spotka ten sam los". Uczestnicy pasterki raczyli się alkoholem, ale w pewnym momencie wszyscy zrozumieli, do czego doszło przy drodze. Sojda kazał im w autobusie klękać kolejno, całować krzyż i przysięgać, że niczego nie widzieli. Zagroził, że w przeciwnym razie spotka ich ten sam los co Krysię, jej męża oraz brata. Przestraszeni ludzie klękali i przysięgali...

Krysia miała 18 lat, była w ciąży... Jej brat liczył sobie 18 lat. Mordercy po wymuszeniu przysięgi milczenia od mieszkańców, upozorowali wypadek, przejeżdżając autobusami po ciałach ofiar! Jak opisywał portal www.rp.pl, wszystko działo się już bardzo blisko Zrębina. Sojda celowo zaplanował zemstę właśnie w Wigilię, na oczach tylu świadków. Miał pokazać, że lepiej z nim nie zadzierać i co spotka każdego, kto mu stanie na drodze...

Zwrot w śledztwie

W milicyjnych notatkach za powód śmierci podano wypadek drogowy. Zmowa milczenia panowała, choć we wsi aż huczało od plotek. Sojda, dzięki swoim znajomościom i przekupywaniu świadków, unikał kary.

Kalitowa, matka Krysi, doniosła jednak milicji o pewnym zdarzeniu, które spowodowało zwrot kierunku śledztwa. Otóż 14-letni mieszkaniec Zrębina Staś miał wykrzykiwać pod domem Sojdy "zamordowaliście mi kolegę", mając na myśli Miecia. Kalitowa opowiedziała o tym śledczym. Ci przepytali Stasia, który opowiedział im, co stało się w wigilijną noc przy trasie z Połańca do Zrębina.

Prawdę opowiedział też inny ze świadków, Łukasz Brzdękiewicz, ale niedługo później jego ciało znaleziono w pobliskiej rzece Czarnej. Miał utopić się po pijaku... Sojda, obawiając się, że sprawa w końcu wyjdzie na jaw, przekupywał mieszkańców, ponownie kazał im przysięgać na krzyż w domu swojego znajomego w Wolicy.

- Ostatecznie jednak wszyscy mordercy trafili za kratki i rozpoczął się jeden z najtrudniejszych procesów w historii polskiej kryminalistyki. Trudny nie tylko ze względu na charakter i przebieg zbrodni, ale także na zmowę milczenia mieszkańców Zrębina, która długo chroniła morderców. W śledztwie przesłuchano 232 świadków, jednego 14 razy, podczas procesu przesłuchano 220 świadków. 38 odwołało swoje zeznania, 18 podejrzanych o fałszywe świadczenie trzeba było aresztować. Sędziowie 88 razy nakładali na mataczących świadków kary pieniężne - relacjonował portal rp.pl.

Kary śmierci dla Sojdy i Adasia

Proces sądowy zakończył się 10 listopada 1979 roku. Sąd Wojewódzki w Tarnobrzegu z siedzibą w Sandomierzu skazał Jana Sojdę, Józefa Adasia, Jerzego Sochę (kierowca samochodu, biorący udział w zbrodni) i Stanisława Kulpińskiego na karę śmierci. Sąd Najwyższy w znacznej części utrzymał w mocy wyrok.

Rada Państwa skorzystała z prawa łaski, zamieniając karę śmierci orzeczoną wobec Jerzego Sochy i Stanisława Kulpińskiego na kary odpowiednio 25 i 15 lat pozbawienia wolności. Karę śmierci wobec Jana Sojdy i Józefa Adasia utrzymano i wykonano przez powieszenie. Stało się to 23 listopada 1982 roku w krakowskim Areszcie Śledczym przy ulicy Montelupich. Jerzy Socha został zwolniony warunkowo przedterminowo z zakładu karnego po 14 latach i 6 miesiącach, Stanisław Kulpiński spędził w więzieniu 11 lat i sześć miesięcy. 

Świętokrzyskie. Policja zatrzymała podejrzanych o włamanie do bankomatu w Zagnańsku