Do tego tragicznego zdarzenia doszło 22 lipca ubiegłego roku. Piotr M. jechał pod prąd krajową siódemką. W pewnym momencie w Tokarni zderzył się czołowo z volkswagenem transporterem. Kierowca busa zginął na miejscu.
W tej sprawie zeznawali m.in. inni kierowcy, którzy w tym czasie jechali trasą S7. Starali się oni wysyłać 31-latkowi sygnały, że jedzie pod prąd. Jedna z kamer samochodowych nagrała Piotra M. jadącego w nieprawidłowy sposób już 4 minuty przed zderzeniem.
- Nie da się nie zauważyć, że jedzie się pod prąd. Oskarżony miał czas, żeby się zreflektować - mówiła dziś sędzia Bożena Kotwa - Surowska.
Piotr M. nie próbował zjechać choćby na pas zieleni. Nie zmniejszył także prędkości. Jak obliczyli biegli w chwili zderzenia jechał 110 km/h. Podczas uzasadniania wyroku sędzia podkreśliła, że kierowca busa nie miał możliwości uniknięcia wypadku. Jechał jako trzeci z kolei.
- W tym momencie wyprzedzana była ciężarówka. Dwóm pierwszym kierowcom udało się uciec. Poszkodowany miał tylko sekundę od momentu kiedy zobaczył zagrożenia do chwili zderzenia - podkreślała sędzia.
Zdaniem sądu Piotr M. miał świadomość, że jest w stanie nietrzeźwości. - Pijani kierowcy sa plagą na naszych drogach, dlatego wyrok ma być ostrzeżeniem dla społeczeństwa, że nie ma przyzwolenia na takie zachowanie - zaznaczyła sędzia Bożena Kotwa - Surowska.
Wobec Piotra M. sąd orzekł także dożywotni zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych. Wyrok jest nieprawomocny.